SPQR
Tura I - 694 A.U.C. - 60 PNE
Feci quod potui, faciant meliora potentes (zrobiłem, co mogłem, kto potrafi, niech zrobi lepiej) – wraz z wypowiedzeniem tych słów, Republika Rzymska żegnała konsulat Marka Waleriusza Messalli Nigera i Marka Pupisza Piso Kalpurniusza, natomiast witała nowy rok wraz z nowymi konsulami. Mimo nadziei na nowe, świeżo-obrani przywódcy Republiki nie zapowiadali się, że wybawią kraj przed jego problemami. Jeden wpływowy kapłan, który od kilku lat nie widział świata poza wróżbami, drugi plebejusz i żołnierz, który swe wybory kupił za skarby zrabowane na wschodzie. Para ta, faktycznie nie brzmiała jak wielcy mężowe stanu. A kogoś takiego drąca się w szwach Respublika potrzebowała. Minęło zaledwie pół wieku, kiedy krajem po raz pierwszy wstrząsnęli bracia Grakchusowie. Kiedy walka o prawa plebsu spotkała się z sztyletami najbogatszych wymierzonych w serca reformatorów. Mimo, że przy zabójstwie Tyberiusza i Gajusza niewiele krwi przelano, to właśnie te krople padające na śnieżnobiałe sukno Rzymu, zwiastowało bratobójczą walkę jaką przynieśli do domu Sulla i Mariusz. Kolejni dwaj wybitni mężowie stanu, dwaj wielcy generałowie, którzy starli się na śmierć i życie, przemieniając pierwszy raz od lat Italię w pole walki. Dalej już tylko było gorzej. Proskrypcje mające oczyścić senat, wzbogaciły tylko jednych kosztem życia innych. Trzy wielkie rebelie niewolnicze, z ostatnią prowadzoną przez postrach republiki – Spartakusa, doszczętnie wyniszczyły najbogatsze krainy Italii i Sycylii. Serotiusz w Hiszpanii, poderwał do walki zarówno byłych żołnierzy Mariusza, jak i lokalne plemiona, po raz pierwszy próbując oderwać prowincje od Rzymu. Katylina w dwóch spiskach próbował zaś uzurpować sobie władzę monarszą w wiecznym mieście. Natomiast podstępny i znamienity władca Pontu – Mitrydates, wraz z swym krewniakiem Tigrnaesem Armeńskim, nie raz rzucili rękawicę władzy rzymskiej w Azji. Na to wszystko zaś piraci Cylicji, Sardynii i Illyrii nie ustawali w plądrowaniu szlaków morskich, polując na bezbronnych kupców.
Republika przetrwała jednak. Poraniona, rozgorączkowana, zajęta konfliktami rodzącymi się wewnątrz jak i na zewnątrz, w chwilach największych kryzysów znajdowała wybitnych mężów stanu, mogących poprowadzić przetrzebione legiony do ostatnich wysiłków. Mówców i oratorów, którzy potrafili swymi popisami porwać tłumy i chociaż na chwilę znowu zjednoczyć pod jednym orłem zarówno plebejuszy jak i patrycjuszy. Teraz niestety nastały chwilę spokoju, a przez to na nowo podziały zaczęły się odbudowywać. Status quo będący tymczasowym kompromisem zdaje się już nie wystarczać.
Na to wszystko Republika musiała pożegnać w mijającym roku największego, żyjącego rzymianina - Gnaeus Pompeius Magnus – zdobywca Wschodu, zwycięzca Mitrydatesa, Serotiusza, Spartakusa i piratów cycylijskich, zmarł w Brundisium, wracając ze wschodu by odbić zasłużony triumf. Jego pogrzeb był wspaniały i tłumy go przyszły opłakiwać. Jednak to nieszczęście tylko podgrzało atmosferę. Oficjalnie wielki wódz zmarł na gorączki, nieoficjalnie zaś mówi się, że został otruty przez tych, którzy zazdrościli mu władzy i prestiżu. Dla Republiki był to kolejny cios, po utracie zaledwie kilka miesięcy wcześniej, ambitnego i obiecującego namiestnika Hiszpanii Dalszej – niejakiego Gajusza Juliusza Cezara, który to padł w czasie tłumienia powstania Luzytanów.
Tak to sztandar Rzymu jest postrzępiony. Obecni konsulowie i ich następcy mogą nie mieć sił, ponieść legionowych orłów na krańce znanego świata by zbawić kraj. Zatem lud tego wielkiego Imperium i w innych politykach oraz osobach, doszukiwać się będzie zbawienia.
Tura I - 694 A.U.C. - 60 PNE
Feci quod potui, faciant meliora potentes (zrobiłem, co mogłem, kto potrafi, niech zrobi lepiej) – wraz z wypowiedzeniem tych słów, Republika Rzymska żegnała konsulat Marka Waleriusza Messalli Nigera i Marka Pupisza Piso Kalpurniusza, natomiast witała nowy rok wraz z nowymi konsulami. Mimo nadziei na nowe, świeżo-obrani przywódcy Republiki nie zapowiadali się, że wybawią kraj przed jego problemami. Jeden wpływowy kapłan, który od kilku lat nie widział świata poza wróżbami, drugi plebejusz i żołnierz, który swe wybory kupił za skarby zrabowane na wschodzie. Para ta, faktycznie nie brzmiała jak wielcy mężowe stanu. A kogoś takiego drąca się w szwach Respublika potrzebowała. Minęło zaledwie pół wieku, kiedy krajem po raz pierwszy wstrząsnęli bracia Grakchusowie. Kiedy walka o prawa plebsu spotkała się z sztyletami najbogatszych wymierzonych w serca reformatorów. Mimo, że przy zabójstwie Tyberiusza i Gajusza niewiele krwi przelano, to właśnie te krople padające na śnieżnobiałe sukno Rzymu, zwiastowało bratobójczą walkę jaką przynieśli do domu Sulla i Mariusz. Kolejni dwaj wybitni mężowie stanu, dwaj wielcy generałowie, którzy starli się na śmierć i życie, przemieniając pierwszy raz od lat Italię w pole walki. Dalej już tylko było gorzej. Proskrypcje mające oczyścić senat, wzbogaciły tylko jednych kosztem życia innych. Trzy wielkie rebelie niewolnicze, z ostatnią prowadzoną przez postrach republiki – Spartakusa, doszczętnie wyniszczyły najbogatsze krainy Italii i Sycylii. Serotiusz w Hiszpanii, poderwał do walki zarówno byłych żołnierzy Mariusza, jak i lokalne plemiona, po raz pierwszy próbując oderwać prowincje od Rzymu. Katylina w dwóch spiskach próbował zaś uzurpować sobie władzę monarszą w wiecznym mieście. Natomiast podstępny i znamienity władca Pontu – Mitrydates, wraz z swym krewniakiem Tigrnaesem Armeńskim, nie raz rzucili rękawicę władzy rzymskiej w Azji. Na to wszystko zaś piraci Cylicji, Sardynii i Illyrii nie ustawali w plądrowaniu szlaków morskich, polując na bezbronnych kupców.
Republika przetrwała jednak. Poraniona, rozgorączkowana, zajęta konfliktami rodzącymi się wewnątrz jak i na zewnątrz, w chwilach największych kryzysów znajdowała wybitnych mężów stanu, mogących poprowadzić przetrzebione legiony do ostatnich wysiłków. Mówców i oratorów, którzy potrafili swymi popisami porwać tłumy i chociaż na chwilę znowu zjednoczyć pod jednym orłem zarówno plebejuszy jak i patrycjuszy. Teraz niestety nastały chwilę spokoju, a przez to na nowo podziały zaczęły się odbudowywać. Status quo będący tymczasowym kompromisem zdaje się już nie wystarczać.
Na to wszystko Republika musiała pożegnać w mijającym roku największego, żyjącego rzymianina - Gnaeus Pompeius Magnus – zdobywca Wschodu, zwycięzca Mitrydatesa, Serotiusza, Spartakusa i piratów cycylijskich, zmarł w Brundisium, wracając ze wschodu by odbić zasłużony triumf. Jego pogrzeb był wspaniały i tłumy go przyszły opłakiwać. Jednak to nieszczęście tylko podgrzało atmosferę. Oficjalnie wielki wódz zmarł na gorączki, nieoficjalnie zaś mówi się, że został otruty przez tych, którzy zazdrościli mu władzy i prestiżu. Dla Republiki był to kolejny cios, po utracie zaledwie kilka miesięcy wcześniej, ambitnego i obiecującego namiestnika Hiszpanii Dalszej – niejakiego Gajusza Juliusza Cezara, który to padł w czasie tłumienia powstania Luzytanów.
Tak to sztandar Rzymu jest postrzępiony. Obecni konsulowie i ich następcy mogą nie mieć sił, ponieść legionowych orłów na krańce znanego świata by zbawić kraj. Zatem lud tego wielkiego Imperium i w innych politykach oraz osobach, doszukiwać się będzie zbawienia.
- Nastają ciekawe czasy dla Republiki Rzymskiej